Dzisiejszy trening konny #2


 Dzisiaj miałam kolejny nietypowy, ale ciekawy trening, więc go opiszę.

Na jeździe tydzień temu dowiedziałam się, że w następną sobotę nie będzie treningów, bo jest szkolenie. Dostałam propozycję przyjazdu o 17 w piątek, w zamian za straconą sobotnią jazdę. Mimo, że mam w tym czasie karate, to się zgodziłam, bo je mam 2 razy w tygodniu, a na spotykaniu się z końmi bardzo mi zależy.

Kiedy dzisiaj przyjechałam, wszędzie było ciemno i trochę przerażająco. Zawsze to było miejsce pełne ludzi i koni, a teraz nic... Pokręciłam się trochę, a potem zapukałam do drzwi mieszkania pani Elizy, bo ona mieszka w ostatnim fragmencie dużej stajni, ma tam urządzone. Pani wyszła, powiedziała, że mam wziąć klucz do siodlarni i uwiąz, oraz znaleźć Ponczka, a ona zaraz dojdzie. Udało mi się to, razem założyłyśmy mu kantar i zaprowadziłyśmy do stajni na siodłanie. Na chwilę pani Eliza mnie zostawiła, żeby się cieplej ubrać, a ja w tym czasie wyczyściłam konia. Następnie wzięłyśmy siodło, czaprak i ogłowie z siodlarni i mu je założyłam. Już to umiem robić, tylko jednak ktoś powinien zawsze sprawdzić, czy wszystko jest dobrze.

Hala, na której jeżdżę

Potem poprowadziłam konia na halę. Chwilę z nim pospacerowałam, bo pojawiły się 2 nowe, straszne baloty siana i chciały zjeść biednego konika. Potem wsiadłam, stępowałam, zaczęłam kłusować. Na jednej długiej ścianie zaczęłam robić kłus ćwiczebny, a na drugiej półsiad. Dobrze mi to już wychodzi :). Następnie kilka razy przejechałam przez drążki, ale nie jest to przyjemne... Po pewnym czasie spróbowałam galopować. Najbardziej sobie nie radzę przy przejściu. Namęczę się zawsze strasznie, zanim koń mi zagalopuje, bo nie potrafię dać mu odpowiednich sygnałów. Na poprzednich zajęciach ładnie przegalopowałam 5 okrążeń wokół hali, ale teraz było gorzej. Dowiedziałam się, że za bardzo pochylam się w przód i oddaję koniowi wodzy, przez co jego chód się wydłuża, przechodząc w kłus. Galop jest chodem wzwyż, w górę. No cóż, potrzebuję jeszcze dużo wprawy. Na koniec znowu troszeczkę kłusa i dłuższy stęp. Ta lekcja mi minęła na razie najszybciej, a jeździłam dość długo, jakoś trochę ponad godzinę.W międzyczasie na hali dołączyła do mnie pani Magda na Stonce, ale raczej sobie nie przeszkadzałyśmy.

Ponczek w stajni, w tle drzwi do hali

Potem pani Eliza musiała na chwilę wyjechać, a ja dostałam instrukcje, co dalej. Pospacerowałam przez 10 minut z Ponczkiem wokół hali. Byłam sama, więc spróbowałam zrobić trochę zdjęć, chociaż niezbyt mi to szło. Następnie poprowadziłam konia do stajni, rozsiodłałam, założyłam kantar i wstawiłam go do boksu. Na koniec posprzątałam wszystko, odniosłam sprzęt do siodlarni i poukładałam. Wszystko zajęło mi 2 godziny.

Dzisiaj poznałam Nanę, czyli czarno białego borderka pani Elizy. Ma ona urodze przezwisko - Borsuk <3. Jest to bardzo młody pies, więc dopiero wieczorem jest wypuszczana z kojca, bo dość przeszkadza. Nana została wpuszczona na halę i prowadziła konie, biegała przed nimi, robiła kółka. Śmiesznie to wyglądało.

To chyba wszystko, ale wbrew pozorom był to fascynujący trening. Nareszcie udało mi się porobić jakieś zdjęcia, wiec mam co wstawiać do tych postów :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ptaszniki w naszym domu

Nasze myszoskoczki

Szczeniaki na wsi