Nasze pszczoły

Od 3 lat mamy pszczoły, w tym roku zacznie się 4 sezon. Napiszę skąd one się u nas wzieły.

Od lat zmniejsza się populacja pszczół. Nie ma kto teraz zapylać kwiatów, coraz trudniej o miód. U nas też to się działo, rośliny usychały nie zapylane, pszczoły spotykało się sporadycznie. Tata postanowił to zmienić, a raczej mieć wkład w zmiany. Poczytał w internecie i znalazł informację o murarkach. Zamówił ich kokony przez internet.

Murarki to gatunek pszczół, które nie żądlą, ale też nie produkują miodu. Mieszkają w wąskich, cienkich szczelinach, najlepiej w rurkach. Pojechaliśmy więc nad rzekę, naciąć trzcin. Potem tata przybił deskę pod dachem drewutni, tworząc tam trójkąt i zasłonił go z 1 strony. Włożyliśmy tam te trzcinki upychając ciasno. Następnie tata przymocował drucianą siatkę przed nimi, której oczka miały średnicę mniej więcej 1 centymetra. Żeby pszczoły mogły swobodnie przechodzić, zrobiliśmy jeszcze małe okienko w tej siatce. Gdy przyjechały do nas owady w kokonach, przysłane pocztą, zabezpieczone styropianem, w plastikowych pojemniczkach, wysypaliśmy je przed trzcinkami.

Dość szybko okazało się, że ptaki to znalazły i przecisnęły się przez okienko, wyjadając larwy w kokonach. Nie spodziewaliśmy się, że się zmieszczą, ale możliwe że to był mały mysikrólik. Tata zasłonił więc drugą warstwą siatki dostęp do trzcinek i zamówił kolejne kokony. Tym razem się wszystko udało, po pewnym czasie pszczoły się wylęgły. W sumie nic spektakularnego, po prostu zaczęło ich coraz więcej latać. Pokręciły się po okolicy jakiś 2 miesiące, zapyliły kwiaty, złożyły larwy w trzcinach  zniknęły.

Jednak następnego lata wylęgło się ich tak dużo, że tata musiał dorobić dodatkowe gniazda, bo owady były wszędzie i szukały miejsca do osiedlenia się. Wywierciliśmy więc w bloku drewna głębokie, ale wąskie dziurki i to też się sprawdziło. W zeszłym roku pszczół było jeszcze więcej i musieliśmy zacząć im robić takie a'la ule. Jeden z nich widnieje na poniższym zdjęciu.

Nasz ul

Czy pomysł z pszczołami się sprawdził? Myślę, że tak. Najbardziej to chyba jednak obrazuje fakt, że co roku jest ich o wiele więcej, co znaczy, że dobrze im się u nas żyje. Kwiaty nareszcie ktoś zapyla, a my zrobiliśmy coś dla środowiska. Jedynym minusem jest fakt, że jednym z naszych niezbyt wielu sąsiadów się to nie podoba. Ich małe córki się boją pszczół wygrzewających się na osłonecznionym murku. Na to jednak dużo nie poradzimy.

Polecam wszystkim taki wkład w środowisko, ale jest to niestety możliwe tylko dla osób mieszkających na obrzeżach miasta lub na wsi, jak my.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ptaszniki w naszym domu

Nasze myszoskoczki

Szczeniaki na wsi