Dzisiejszy trening konny #1
Dzisiaj napiszę nietypowy dla tego bloga post, bowiem będzie to opis teraźniejszych wydarzeń. Będę takie wstawiała z ciekawszych przeżyć, w tej serii z treningów konnych.
Na trening byłam umówiona na 12. Czekałam prawie pół godziny, aż jedna dziewczyna, Agata, skończy jazdę na Ponczku, na którego ja miałam wsiąść. W tej stajni to norma, a mi ta niepunktualność w tym przypadku nie przeszkadza, ponieważ dużo się uczę w ten sposób, obserwując bardziej doświadczonych jeźdźców.
![]() |
Zdjęcie trochę stare, nie z dzisiaj |
Gdy Agata skończyła jazdę poczekała, aż wyreguluję długość strzemion, trzymając mi konia. Potem zaczęłam jazdę. Ponczek był zmęczony, więc dość długo stępowałam, poza tym inna dziewczyna ćwiczyła galop na dużym koniu i nie chciałam jej przeszkadzać. Kłus anglezowany już mi wychodzi bardzo dobrze, tylko czasami jeszcze anglezuję na złą nogę. Było dzisiaj wyjątkowo dużo osób na hali, razem ze mną 3-4, bo w trakcie treningu wyprowadzono już Stonkę, ale potem przyszła dziewczyna z Nemo. Poza tym był jeszcze Wolwo i inny koń, którego nie znam.
Po kłusie naprzemiennie ze stępem dostałam swój czas na galop. Ponczek był już zmęczony, więc ciężko mi go było nakłonić do wyższego chodu, już nawet kłusować nie chciał. Poza tym ja jestem dość duża jak na niego, a Ponczek ma bardzo grubą zimową sierść, było w miarę ciepło i się cały zgrzał oraz spocił. To był mój drugi galop, więc trochę się jeszcze telepałam na tym grzbiecie, a on robił wszystko, żeby przestać. Nie chciałam go ciągnąć za wodze podczas galopu, więc trochę mu je popuszczałam. To był błąd, bo Ponczek zauważył, że jak mocno schyli głowę, to próbując go jakoś powstrzymać, bo tracił wtedy rytm, sama go tracę i może przejść do kłusa. Na początku w ogóle próbował kierować się tam gdzie ja nie chciałam, dopiero jak udało mi się to opanować przez duże skrócenie wodzy i kierowanie wokół hali, wymyślił to z głową. No cóż, do przyszłego tygodnia spróbuję to rozpracować i być przygotowanym. W sumie na tym treningu galopem przejechałam tylko kilka razy jedną długą ścianę hali.
Potem znowu kłus i stęp, a na koniec oprowadzanie konia pieszo po hali, założenie derki i odprowadzenie na pastwisko. Jeździłam jakąś godzinę. Niestety na zewnątrz jest takie błoto, że znowu mi się buty całe zatopiły w nim przy prowadzeniu Ponczka, bo wtedy nie można za bardzo go unikać.
Poza tym jednak może nie pojadę z rodziną na ferie w góry i tata wstępnie się zgodził, że w takim wypadku mogę, po dopłacie ze swoich pieniędzy, pojechać, a w sumie pójść na obóz konny, o którym już wspominałam tutaj.
Trochę krótki post, ale mam naprawdę dużo nauki. Jest koniec semestru w szkole, nauczyciele zapomnieli o takim czymś jak statut szkolny i zamiast minimalnych 3 testów w tygodniu mamy po 6, o innych rzeczach, takich jak kartkówki, referaty czy lektura nie wspominając...
Komentarze
Prześlij komentarz